niedziela, 21 listopada 2010

Mały test roweru Giant Boulder

Od jakichs dwoch miesiecy jestem posiadaczem roweru Gianta model Boulder. Jest to najtańszy model roweru że tak go nazwe rekreacyjnego z oferty Gianta, ktory powinien sie sprawdzic zarówno na twardych nawierzchniach jak i w delikatniejszym terenie. Mnie akurat bardziej interesuje ten drugi.
Napiszę w skrócie o wrażeniach po przejechaniu jakichs 100km

Zalety:
- Przełożenia wchodzą pewnie
- Bardzo dobre hamulce
- Lekka rama
- Rower naprawde jest lekki i tak samo się nim jezdzi, mam porównanie z podobnej klasy rowerem Unibike i Giant wymaga zdecydownie mniejszego wysiłku
- Znośna cena jak na ta klase roweru
- Ładny design
Wady:
 - Amortyzator niewątpliwie działa ale w cięższym terenie wydaje mi się, że ma zbyt mały skok, zapewne w przyszłości jak pojawią się jakieś luzy to go wymienie na coś lepszego bo najwięcej jeżdże w terenie. Jeśli ktos planuje tylko czasami wypad w las to nie jest zle
- Plasikowe pedały które w góralu to małe nieporozumienie
- Stalowa kierownica

Podsumowanie
Rower skonfigurowny jest jako rower uniwersalny dobrze radzacy sobie w trasach miejskich jak i terenie, nic sie w nim nie rozkręca, ogólnie wyglada solidnie.

Do roweru na starcie nalezało by zakupić podpórkę i nie jest to taka prosta sprawa jak by sie moglo wydawac, ponieważ większosć podporek mocowanych do tylnych widełek są na przekrój okrągły, a widełki w Giancie mają przekrój owalny. Pierwsza jaką kupiłem była właśnie na okrągly no i oczywiscie do niczego. Zakupilem stopke Accent model Center wykonana z kutego na gorąco aluminium, wiec jest lekka, nigdy nie zerdzewieje i powinna byc wytrzymała


sobota, 6 listopada 2010

Malezja - Borneo / Singapur 2008.11.26 -2008.12.03



Można śmiało powiedzieć wyjazd jaki zapamiętam do końca życia. Wyjazd zorganizowany którego dodatkową atrakcją była obecność Jacka Pałkiewicza-podróżnika, autora wielu książek jak również odkrywcy żródła Amazonki.

26 listopada 2008 wylot z Warszawy o 6.20 do Frankfurtu, przelot 1,5 godziny


Z Frankfurtu jak widać mieliśmy wylot o 12ej do Singapuru

Nasz samolot Boeing 747, którym mieliśmy pokonać "zaledwie" 10.300km
Lądowanie w Singapurze o 8ej rano czasu lokalnego, zmiana strfy czasowej +8 h. Przelot trwał 12 godzin, straszna dla mnie męczarnia bo nie mam zwyczaju usypiać czy to w samochodzie, pociągu czy samolocie, więc 12 nie przespanych godzin. Półtorej godziny postoju i wylot do Kuching na Borneo. Lot trwał 1,2 godz.

Nasz samolot Airbus A319 / w życiu nie leciałem tak komfortowym samolotem

Orientalne powitanie w hotelu Damai Beach Resor

Wreszcie zakwaterowanie i minimum godzinna kąpiel

Basen

Hotelowa plaża
  
Napisze moze o pierwszych wrazeniach po przylocie. Nie ma słów, które by oddały zapach tamtejszego powietrza, w powietrzu unosi się zapach zieleni, powiedział bym że wręcz przypraw, kolory drzew, bananowców czy palm są tak intensywne że u nas nawet wiosną nie mamy tak intensywej zieleni, ogólnie rośliny są wszędzie, palmy rosną jak chwasty. Wilgotność powietrza jest nie do opisania, w cieniu człowiek wręcz czuje, że się na nim woda skrapla, temperatura oscylowała w okolicach 30stopni, mimo ze słonce bylo gdzies za chmurami, świeci bardzo intensywnie co bardzo męczy wzrok. W drodze do hotelu można bylo zobaczyć jak zadbane są tam parki, w których nic nie rośnie przypadkowo, wszystko przycięte, uformowane, samochody nowoczesne, głównie Japońskie i Malezyjskie marki Proton, mnóstwo skuterów (nie chińskich) i ogólnie czysto.
Niestety mimo że nie powinna to być pora monsunowa to jednak była. Morze Południowochińskie, które z reguły jest błękitno-zielone miało kolor brązowego mułu. Woda bardziej zasolona niż np w Egipcie i cieplejsza- zupa.

                                                 Kolacja zapoznawcza, przewodnicy Africaline przedstawiają plan wyprawy

Spotkanie typu ; Kilka pytań do P. Jacka
Przy okazji opowiadał o swoich wyprawach, które rzecz jasna zdecydownie odbiegały od naszej można nazwać- wycieczki


Wieczorne przedstawienia


Pamiątkowe zdjęcie i idziemy spać, jutro zaczyna się przygoda :)

Plan był iść wcześniej spać, no ale jak widać wieczór zapoznawczy sie nieco przeciągnął


6 rano pobudka i wyjazd do Narodowego Parku Bako / co za kara była wstać



Widok na górę Santubong

Startujemy ;)

Wulkaniczne skały pięknie kontrastują z morzem południowochińskim

Po jakiejś 0,5 godznie jestesmy na miejscu
 Po dopłynięciu każdy kto miał tylko więcej miejsca w plecaku (tak jak ja) ładował na maxa wode do picia dla siebie i innych, trzeba pić nawet jak sie nie chce żeby się nie odwodnić.


Początek szlaku to zastygnięta niegdyś lawa

Dzbanecznik- roślina owadożerna, pierwsza dla nas nietypowa roślina, początkowo wszyscy robili im zdjęcia, ale kwiatek ten rósł co jakieś 10 metrów i potem nawet się przy nich nie zatrzymywaliśmy.


 

Wydawało mi się że mam niezłą kondycje- wczorajsza impreza to nie był najlepszy pomysł. Z człowieka dosłownie się leje..........ale daje radę.
Tamtejsze szlaki w niczy nie przypominają Polskich, ani żywej duszy, a ściezki momentami zanikają





 
Roślinność delikatnie mówiąc nietypowa
Ten krótki filmik musiałem wstawić, przez całą drogę towarzyszył nam ten dźwięk- Cykady - momentami wydawać się mogło że ktoś prowadzi wycinkę drzew w lesie



Na plaży nazbierałem mnóstwo egzotycznych muszli
  

Przeprawa zakończona, warto zwrócić uwagę na to zdjęcie powyżej, aby zobaczyć porównanie jaki w ciągu godziny (kiedy będziemy odpływać) potrafi być szybki przypływ
Godzina później


W chwile po tym jak dotarliśmy do plaży pojawiły się małpy Makaki


Małpa Nosacz żyjąca tylko w przybrzeżnych lasach na Borneo


Powrót


Dopadnas typowo równikowy ciepły deszcz

W drodze powrotnej mieliśmy w końcu wybrać się na zakupy do Kuching, jak zwykle mieliśmy ograniczony czas do 1 godziny - czasu było zdecydownie za mało

Tak wygląda wiekszość sklepów z pamiątkami, warto dodać że chiński przemysł oczywiście też tam dotarł, ale nie ma problemu z zakupem czegoś oryginalnego




Późnym wieczorem powrót do hotelu

Rano pobódka o 6ej, wymeldowanie i wyjazd do innego hotelu z którego dalej wyruszymy do plemienia Ibanów


 Poniżej zapodam pare fotek zrobionych z okna autokaru



Proton - Malezyjska marka samochodu. Na zdjęciu widac akurat starszy model. Na drogach widuje się głównie samochody tej marki i japońskie




Po drodze odwiedzamy Centrum Rehabilitacji Orangutanów Semenggoh Wildlife Centre 

Na Borneo mieszka około 60 tys orangutanów. Ich populacja spada w zastraszającym tempie. Jeśli to tempo nie zmniejszy się, za dwadzieścia lat orangutany będzie można zobaczyć tylko w zoo, na filmach i w takich centach. W ciągu ostatnich dwudziestu lat wykarczowano na wyspie połowę lasów, które były domem tych zwierząt. W ich miejsce posadzono palmy olejowe, bo plantacje tych roślin to dochodowy interes. Małpy traktowane są na takich plantacjach jako szkodnik którego trzeba się pozbyć. Z reguły są zabijane strzelbą czy maczetą. Matki orangutanów są zabijane niemal zawsze na oczach małego orangutana, który jest blisko niej, jeśli małego nie zabiją to zabierają do domu i traktują jako zabawka przywiązując małpkę sznurkiem czy łańcuchem jak psa do budy. Małe trafiaja tutaj często okaleczone i nie tylko fizycznie, zdarza sie że po przywiezieniu do ośrodka nie przeżywają z powodu depresji wywołanej śmiercią swojej mamy.  

Ośrodek jest tylko częściowo udostepniony turystom





 Wilgotnośc powietrza była tam tak wysoka że po liściach roślin spływała woda


Opuszczamy centrum

 


Chińska świątynia

Po drodze zaglądamy na bazar w miasteczku Serian

Czerwony owoc to Rambutan- bardzo smaczny


Owoc Duriana - mają nieprzyjemny zapach, są nawet miejsca gdzie spotyka się tabliczki z przekreślonym owocem Duriana  nakazujące zakaz wnoszenia tego owocu ze względu na  jego zapach.




Opuszczamy miasteczko Serian


 Postój na plantacji pieprzowej


Imbir



Nadchodzi deszcz



Przesiadamy się na łodzie, które zawiozą nas do hotelu 
Pierwszy widok na hotel
 




 Teren hotelu nie do pisania, w ogrodach rosną ananasy, kwiaty hibiscusa i inne mi nie znane



  Gekon czy nietoperz na terenie hotelu to norma, cykada wielkości dłoni również

 Wcześnie rano pobudka wyruszamy łodziami głęboko w las równikowy do plemienia Ibanów, podróż będzie trwała ok 1,5 godziny


Jestesmy na miejscu
 
Na miejscu mogliśmy zrobić małe zakupy, takie jak wino ryżowe ich produkcji czy naszyjniki i inne pamiątki wykonane rękami mieszkańców. Plemie Ibanów nie zajmuje sie już polowaniem na ludzkie głowy i jest to obecnie karane, jednak zauwaza się w zachowaniu czy wzroku, że w ich żyłach wciąż płynie krew wojownika 

Powitanie winem ryżowym



Powitanie połaczone z występami



 Mały trekking

Krótki postój przy grobie łowcy głów

 Ponownie przesiadka na łodzie. Postój przy wodospadzie i kąpiel

 Późnym wieczorem wracamy do hotelu

Zawody w strzelaniu z dmuchawki

 Wymeldowanie i powrót do Kuching, do hotelu w którym byliśmy początkowo zakwaterowani
 Po drodze postój lesie kauczukowym
Po powrocie do hotelu mieliśmy impreze pożegnalną



Rano wylot z Kuching do Sigapuru 
Widok z okna samolotu na sztuczny ląd Singapuru

Wpadamy la long drinka do hotelu Raffles Hotel. Ciekawostka wybudowany 1887r, wtedy znajdował się przy lini brzegowej, obecnie kilka kilka kilometrów od morza



Ostatni postój w punkcie widokowym z widokiem na miasto, potem jedziemy do miasta na zakupy
Centrum handlowe jakich tam wiele, mialo byc taniej, nie znalazlem nic tańszego co mnie interesowało, ale jest duzo nowinek, które do nas docierają z opóźnieniem, po za tym niesamowity wybór, w szczególności w elektronice, niesamowity wybór sprzęto foto
Kilka ciekawostek o lotnisku. Lotnisko jest tak długie, żeby je przejść pieszo potrzebowalibyśmy 40minut, posiada wiele ruchomych "platform" które znacznie skracają ten czas, jak i posiada własną kolej lotniskową do przemieszczania między terminalami. Część bezcłowa jest cała wyłożona wykładziną
 W oddali widać sale telewizyjną, do wyboru mamy ok 6 telewizorów, w kazdym program o innej tematyce
Dostęp do internetu za free, masz laptopa podłanczasz i serfujesz, nie masz laptopa, to są stoiska przy których mamy do dyspozycji 4 komutery

23.55 wylot do Franfurtu, potem wylot do Warszawy

Tak w skrócie. Borneo- wyspa która zachwyca rożlinnością, wydaje się że wszystko co tu jest rośliną, rośnie jak na dopalaczach, w powietrzu czuje się zapach czystego, mokrego powietrza. Największe wrażenie zrobił na mnie:
         Park Bako- roślinność, zwierzęta,  szlaki które w niczym nie przypominają polskich i piękna plaża na której jest mnóstwo egzotycznych muszli i krabów. Szkoda tylko że byliśmy wtedy kiedy woda w morzu nie była krystalicznie czysta, a mętna i żólto-brązowa
        Wyprawa do plemienia Ibanów- ludzie tam oczywiście mają kontakt z cywilizacją, mają agregaty prądotwórcze, telewizory, ale w ich stylu życia jest wciąż wiele tradycji, mieszkają gdzies głęboko w lesie i chcą tam mieszkać, nasz przewodnik równiez wywodził się z plemienia Ibanów, facet bez emocji, zawsze kamienna twarz, widać że w ich żyłach wciąż płynie krew wojownika. W lasach w okolicach ich osady spotkaliśmy na drzewie dziko żyjącego orangutana, jaszczura który siedział na drzewie i ten... dźwięk, wciąż towarzyszyły nam dźwięki cyklad czy ptaków.
       Singapur - niesamowicie nowoczesne miasto, powiedział bym- ponadczasowe, wszędzie czysto, jest wiele świątyń buddyjskich, taoistycznych, hinduistycznych i meczetów. W 20%-ach Singapur tworzy sztuczny ląd kórego stale przybywa. Na zwiedzanie miasta myślę że potrzeba by co najmniej 3-4 dni, ja miałem tylko jeden : /
       Lotnisko w Singapurze - głupio brzmi że coś takiego mogło zrobić na mnie wrażenie, ale ogrom tego miejsca i sposób w jaki zostało zagospodarowane robi wrażenie. W środku rosną drzewa, staw z kolorowymi rybami,  sala telewizyjna, wiele stoisk z dostępem do internetu, sklepy najbardziej znanych firm. Jest odpowiednio tak nowoczesne jak miasto Singapur.
  

Wszystkie zdjęcia są moją własnoscia i chroni je prawo autorskie!!!!!!!!!!!!!!